Starszym ludziom czas płynie szybciej. Właściwie okrągły rok na pewnym etapie życia skraca się do dwóch kluczowych wydarzeń: wymiany opon z letnich na zimowe, a potem z zimowych na letnie. Na marginesie: obserwując krajowe życie polityczne (wyrywkowo i niechętnie), należy życzyć niektórym politykom jak najszybszej wymiany opon mózgowych na letnie (z gorących).

Ale prędziutko i bezpiecznie wracam do motoryzacji. Oto wiosną wracają na drogi niektórzy kierowcy nieużywani od jesieni. A dokładniej od Wszystkich Świętych. To ci, którzy nie jeżdżą zimą. I bardzo słusznie. Budzą się na Wielkanoc, bo trzeba zawieźć koszyczek pod kościół. I właśnie teraz coraz częściej widujemy auta z tak zwanymi czarnymi tablicami. Takie tablice zaprzestano wydawać niemal 20 lat temu. Można więc śmiało powiedzieć, że są to tablice stare, podobnie jak te samochody i – na ogół – jak ci kierowcy. Popieram te czarne tablice, bo noszą walor ostrzegawczy. Jeśli ktoś od początku obecnego tysiąclecia nie zmienił auta, tylko uparcie jeździ rzęchem, to trudno go nazwać mistrzem kierownicy. Więc lepiej na jezdni bacznie uważać na takiego.

Swoją drogą tablice rejestracyjne są w znacznym stopniu niewykorzystane. Na przykład można wprowadzić obowiązek malowania na tablicy czerwonego paska po każdej kolizji drogowej tego pojazdu. Zawinionej lub nie. Widząc auto z sześcioma czerwonymi paskami na tablicy, wiedzielibyśmy, że mamy do czynienia z piratem albo co najmniej z pechowcem. Co dla nas na jedno wychodzi – trzeba oddalić się możliwie jak najszybciej.

Od paru lat szczątkowych (ale też ważnych) informacji o kierowcy dostarczają tablice robione na zamówienie, o treści wybranej przez kierowcę. I tak na przykład widząc tablicę z napisem „King", domyślamy się, że mamy za kierownicą porąbanego mitomana („Kong" już się nie zmieściło).

Trochę informacji można też czerpać z dowcipnych napisów, umieszczanych na pasku z tyłu samochodu. Niedawno na zderzaku porsche przeczytałem napis: „Mój drugi samochód to Porsche". I tu akurat byłem skłonny uwierzyć. Musi mieć dwa, żeby przynajmniej jeden był sprawny.